Kocham je. To mój, nasz owoc miłości. Niektórzy mają swoją drugą połówkę jabłka, pomarańczy. My na ten przykład jesteśmy dla siebie jak dwie połówki avocado.
Uwielbiam jego smak, fakturę, plastyczność, maślankowość wnętrza. Jest uniwersalne. Przyjmie każdy inny smak na siebie, czy to pikantny, słony, czy nawet słodki. Nie nachalny, stanowi raczej bazę dla innych wrażeń smakowych. Rzadko wybija się na pierwszy plan. Ale ma coś takiego w sobie, że mimo wszystko stanowi pierwszoplanowy, cudownie zielony dodatek do wielu potraw lub jest gotowe na samotne pożarcie łyżeczką.
Wspaniale tłuściutki, maślany, rozpływający się w ustach, wyśmienicie wciera się w twarz, włosy oraz dywan. To od niego Franisław zaczął swoją przygodę z BLW. Przechwycił kawałek avocado z mojej kanapki i z lubością wtarł w podłogę (dobrze, że tatuś tego nie widział).
Spotkałam się już z różnymi przepisami z jego udziałem: czy to kolorowe sałatki, pikantne pasty do kanapek, czy czekoladowe desery lub owocowo-warzywne smoothies. W jesień, gdy za oknem pora mgieł, i szarug i zamieci, a do świeżutkich nowalijek daleko, aż się prosi o coś zielonego i zdrowego na talerzu. Poniżej trzy avocadowe pasty, polecają się Waszym podniebieniom. Twarzom, włosom i dywanom także.