Nocą.
Kiedy dzieci śpią.
Budzą się żądze…
Żerna matka żre żelki.
Pazerna matka wyciąga różne smakowite łupy pochowane w czeluściach szaf, szuflad, dresowych i szlafrokowych kieszeni.
Za dnia dziecku nie da, nawet nie uszczknie i się słodyczą nie podzieli, to dla jego dobra – będzie się tłumaczyć, nocą się napcha po uszy.
Szeleści paczuszkami, rozwija papierki i złotka (te sama co to, je wcześniej ten alpejski świstak tak misternie pozwijał), odkręca słoiczki, otwiera, po to żeby już nie zamknąć.
Żre, miele, pochłania, młóci. Ozorem przewraca, mlaszcze, ciamka i cmoka, ciszę nocną zagłuszając. Chrupie, ssie, zasysa, wsysa, w całości wciąga. Gryzie, szarpie i kąsa. Palce zachłannie oblizuje, bo po cóż na pastwę swego łakomstwa wystawiać sztućce. Wyżre i wyliże wszystko co do okruszka, i co do farfocelka, którego wydobędzie z czeluści dekoltu. Nic się nie ostanie. Zagłada.
Kto choć raz nie uległ nocnej żądzy, ten niech teraz na matkę oskarżycielsko-osądzających swych spojrzeń nie rzuca.
Idźcie i sami oddajcie się żądzom. Zagłada czeka.